Kolejny konkurs dla czytelników!

Kolejny konkurs dla czytelników!

   Tak jak już wcześniej wspomniałam, mam zamiar organizować konkursy - aby podziękować czytelnikom i zachęcić innych, do częstszych odwiedzin na blogu.
   Zasady konkursu są proste:
- wystarczy polubić profil https://www.facebook.com/Zdolnedzieciblogspotcom-751999868282180/
- polubić i udostępnić post konkursowy
- wpisać dowolny komentarz
  Pierwsza nagroda zostanie wylosowana spośród wszystkich uczestników, druga jest przewidziana dla najaktywniejszego czytelnika :-)

   Tym razem do wygrania doczepiane rzęsy karnawałowe - do wyboru po jednym opakowaniu dla każdego zwycięzcy. Oczywiście zwycięzca wybiera te, które mu odpowiadają.

  Zakończenie konkursu 6 listopada o godzinie 23:59. Wyniki postaram się podać w ciągu 3 dni od zakończenia konkursu.








Kącik na gry planszowe i książki - czyli zapełniamy poddasze.

Kącik na gry planszowe i książki - czyli zapełniamy poddasze.

   Niektórzy widząc zbiór gier planszowych i książek jaki posiadamy, łapie się za głowę. Jedni rozbawieni pytają, czy to przedszkole, świetlica, a może sklep? Inni w myślach usiłują przeliczyć, jaką fortunę przeznaczyłam na takie absurdalne zakupy. Pozwolę sobie na wstępie wytłumaczyć, że zakup gier nie musi być rzeczą kosztowną. A oto lista, gdzie można tanio nabyć gry:
- wyprzedaże/zniżki - wystarczy, że gra ma pogniecione pudełko, a jej zakup może zostać zaniżony aż o połowę.
- kody rabatowe - w niektórych księgarniach można otrzymać kod rabatowy: wydajesz 100zł, drugie 100zł otrzymujesz w prezencie. Jeżeli dodatkowo trafimy na zniżki gier, to naprawdę możemy się obłowić - w końcu gry planszowe dla dzieci kosztują 15-50zł. Wybierając te niższe półki cenowe, wcale nie dokonujemy gorszego wyboru.
- lumpeksy - zdziwieni? Ja bardzo często kupuję książki i gry (w polskiej wersji językowej) właśnie w lumpeksach. Najczęściej w cenie 6-15zł za kg. Heh - cóż to za przelicznik! Za grę średnio płacę 3-7zł.
- giełda - ludzie marzą o pozbyciu się rzeczy, które walają się po kątach, Gry i książki można kupić w rozsądnej cenie, a czasami za przysłowiowe grosze.
- konkursy - jest naprawdę mnóstwo konkursów, w których można wygrać bardzo ciekawe gry planszowe - ubolewam jednak nad tym, że zgłoszeń jest niewiele.
- prezenty - jeżeli ktoś zapyta, co mógłby kupić dziecku z okazji urodzin - śmiało mówcie, że gry lub książki.
   Niektórzy dopytują, po co zbieram gry. I tutaj też sprostuję: nie kolekcjonuję gier. Te, które mi się nie podobały - oddałam bądź wyrzuciłam. Bo niektóre okazywały się być plastykowymi, tandetnymi bublami, które doprowadzały rodzinę do szaleństwa. Pomylone reguły, miliony drobnych elementów (nad którymi ciężko było zapanować) i męczarnia, zamiast przyjemności płynącej z gry. Te gry, które znajdują się w naszym zakątku, nie leżą osamotnione, bo gramy w nie niemal codziennie. W takim wypadku ogromny zasób gier jest raczej uzasadniony.
   A mi nie pozostaje nic innego, jak polecić zakup gier planszowych i życzyć miłej rozgrywki!




Ola kocha, ja nie znoszę - czyli pozwalamy dziecku na wybór.

Ola kocha, ja nie znoszę - czyli pozwalamy dziecku na wybór.

   Biurko w stylu retro - to pierwszy zakup do Oli pokoju. Drewniane, z szufladkami wyścielanymi czerwonym materiałem, prawdziwe cudo. Dość szybko udało mi się znaleźć pasujące krzesło i lampkę z setką malutkich kryształków, które mieniły się niemal magicznym blaskiem. Szybko rozplanowałam resztę pokoju i zaczęłam poszukiwania szaf w podobnym stylu. Udało mi się znaleźć łóżko... I wtedy w Oli narósł bunt i gniew - słuszny zresztą.
- Mamo! To mój pokój! Ja tu będę spała!
  No tak... Niby tak... Ale ja WIEM LEPIEJ jak ten pokój powinien wyglądać... Nie wiem kiedy w końcu mnie olśniło, że dziecko ma rację. Skoro to miał być jej pokój, to chociaż częściowo powinnam wziąć pod uwagę jej zdanie. A ja machnęłam ręką i zakupiłam to, co uważała za ideał: wściekle różowy dywan, różowe meble i żyrandol. Pokój był w połowie kremowy - reszta też została przemalowana na jej ulubiony kolor. Całe szczęście, że podłogi założyłam białe - bo wchodząc do pomieszczenia można było dostać oczopląsu. Ale Ola była szczęśliwa - przez prawie 5 lat, aż zdecydowaliśmy się na stworzenie większej przestrzeni dla niej i jej brata.
   Piszę to, aby poruszyć dość trudne zagadnienie dotyczące zdania naszych dzieci. Możliwe, że popełniłam dwa błędy - po pierwsze decydując za dziecko, po drugie - pozwalając jej na samodzielny wybór. Ale wiedziałam, że stworzyłam jej pokój, o jakim marzyła - ani mi, ani jej nie stała się z tego powodu krzywda. A wiecie, że nawet wybór książek czy zabawek trzeba kontrolować? Książki, które znajdziemy w księgarniach teoretycznie są przeznaczone dla dzieci. Czasem jednak znajdziemy w nich sceny tak drastyczne, że aż człowiek rozdziawia zszokowany buzię. Morderstwo? Krew? Poucinane kończyny?! Tak, tak! Takimi widokami raczą nas niektórzy wydawcy. A dziecko skuszone niską ceną książki (w końcu trzeba zejść z ceny, żeby się tego paskudztwa pozbyć), wpakuje mamie do ręki książkę. A mama posłusznie książkę zakupi - bo tania, a dziecku przecież trzeba czytać. Nie obejrzy treści. Poza tym - to samodzielny wybór dziecka, a pociecha musi zacząć podejmować wybory. Otóż to - wybór trzeba kontrolować. Podobnie jest z zabawkami - na święta, urodziny, za pieniążki przesłane przez ciocię - dziecko samodzielnie wybiera to, co chciałoby dostać. I kupuje kolejny zestaw klocków, albo lalkę, która za tydzień nienaturalnie powykręcana skończy na dnie kartonu (wraz z dziesiątką koleżanek). A tak dobrze zasugerować dziecko, żeby kupiło puzzle - bo wieczorami chętnie je z nim ułożymy. Albo jakąś grę planszową, w którą będziemy mogli wspólnie pograć. Jeżeli pociechy mają rodzeństwo, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby grały ze sobą. Rafał (3,5 roku) i Ola (6,5 roku) potrafią grać już wspólnie. Czasem córeczka patrzy z przymrużeniem oka na jego drobne oszustwa, ale często grają na normalnych zasadach. I Rafał potrafi wygrać - co cieszy zarówno Rafała jak i Olę (bo ma godnego siebie przeciwnika).
   Jeżeli chodzi o dyskusję na temat wyboru, gorzej mają się sprawy dotyczące książek. Ja uwielbiam książki z morałem, pouczające, edukacyjne. Rafał mój wybór w pełni popiera i wybiera praktycznie te same książki co ja. A Ola sięga po zróżnicowaną literaturę. Idąc do biblioteki sięga po przyjaciół Martynki, poszukuje nowych przygód Basi czy Elmera. Po raz kolejny sięga po Krecika i zbliża się do regału, na którym leżą... Smerfy. A ja Smerfów nienawidzę. I nic nie poradzę na to, że skręca mnie na sam widok Gargamela, a te małe paskudy przyprawiają mnie o ból głowy. Ola śmieje się na widok mojej zbolałej miny:
- Mój wybór! - przypomina.
  A ja przypominam, że jej wybór, ale to Ja będę musiała czytać na głos ową książkę.
- Ale ja słucham czasem książek, które wcale mi się nie podobają. Ale słucham, bo ty je wybrałaś.
   I znów trudno  nie przyznać jej racji. Więc akceptuję jej wybór - w końcu Smerfy nie mordują się, nie rzucają wulgarnych słów i nie sieją ogólnej szkody w dziecięcych umysłach.

Autor: Peyo
Tłumaczenie: Opracowanie zbiorowe
Wydawnictwo: Egmont Polska Sp. z o.o.







Testowanie nowych jogurtów Zott Primo - czyli jogurty naturalne z pysznymi dodatkami!

Testowanie nowych jogurtów Zott Primo - czyli jogurty naturalne z pysznymi dodatkami!

   Tym razem mąż załapał się na kampanię w trnd# . Tak jak już wspominałam, kampanie są całkowicie darmowe - a od uczestników wymaga się jedynie rzetelnej opinii - i odrobiny swojego czasu. Oprócz jogurtów przysłano ekologiczne torby: ledwo przyszły, a już znalazły swoich właścicieli.
   Odnalezienie jogurtów na sklepowych półkach nie przysporzyło problemów. Jogurty są ogólnodostępne - my zaopatrzyliśmy się w sklepie Tesco. Teraz czeka nas już sama przyjemność - czyli sprawdzenie, czy jogurty na stałe zawitają w naszym domu.

#ZottNaturalnie #naturalniezmusli #naturalniezowocami






"Tęcza" - czyli dzieci górą, dorośli zaczynają przegrywać.

"Tęcza" - czyli dzieci górą, dorośli zaczynają przegrywać.

   Są gry, w których to dziecko ma przewagę - są to gry pamięciowe. W wieku 5 lat dziecko cieszy się tak dobrą pamięcią, że bardzo trudno z nim wygrać np. w memory. Dorosły sięga po mocną kawę, aby nieco ożywić swój umysł i skupić się na grze, ale na niewiele się to zdaje. Pociecha i tak raz po raz zabiera odpowiednio dobrane kartoniki, a na jej ustach pojawia się uśmiech satysfakcji. Niemożliwe? Grajcie z dzieckiem przez dwa tygodnie codziennie w memory i zobaczcie jak kształtuje się jego spostrzegawczość i wyostrza pamięć. Po tym czasie powinno bez problemu "rozłożyć was na łopatki" w tej nieskomplikowanej grze. Bo pamiętajcie - gry planszowe, to nie tylko zabawa - to najlepsza edukacja dla dziecięcego umysłu. Każda gra posiada maleńki kluczyk, który otwiera zakamarki umysłu - rozwijając go i kształtując.
   Gra "Tęcza" wydawnictwa GRANNA, to planszówka, która wzmacnia nie tylko pamięć, ale także rozwija spostrzegawczość, zmysł wzroku oraz uczy kolorów (z dołączonej książeczki możemy dowiedzieć się także wielu ciekawych rzeczy na temat barw). Plansza podzielona jest na różnorodne kolory, a do niej mamy cudowny zestaw 36 kółeczek z obrazkami. Zanim przejdziemy do gry, warto zapoznać się z ilustracjami jakie się na owych kółeczkach znajdują - porozmawiać o kolorach, podzielić je na grupy i ZAPAMIĘTAĆ. Bo już za chwilę rozłożymy je na naszej planszy i będziemy usiłowali odgadnąć, w jakim miejscu może znajdować się dany przedmiot.
   Zasady gry są banalnie proste: rzucamy kostką i patrzymy, na jaki kolor padło. Następnie sięgamy do planszy i usiłujemy zgadnąć, co kryje się pod danym kółeczkiem. Nie zgadliśmy? No raczej - nie. Teraz pozostaje nam zapamiętać, że np. w górnej części zielonego pola znajduje się jabłko. Rzecz nieskomplikowana - gorzej, że jakoś trudno wyrzucić ponownie kolor zielony. Nim to następuje, uda nam się wyrzucić dwa razy czerwony, trzy razy żółty, dwa razy fioletowy i raz niebieski. Robi się wesoło, nieprawdaż? Za wszelką cenę usiłujemy zapamiętać wszystkie przedmioty, ale... ale nie jest to takie proste, jak wcześniej nam się wydawało. Za to dzieci radzą sobie znakomicie - spokojne, opanowane i bystre. Gra, w której to one zdecydowanie prowadzą, a nam pozostaje patrzeć na nie z podziwem i ... zazdrością. Zdecydowanie polecam!

Tęcza - wydawnictwo GRANNA.

   Więcej ciekawych gier możesz zobaczyć na stronie akcji Grajmy!








"Kosmiczni odkrywcy - Franio i jego babcia" - czyli przygody, jakich możemy pozazdrościć.

"Kosmiczni odkrywcy - Franio i jego babcia" - czyli przygody, jakich możemy pozazdrościć.

  Dzieciom do szczęścia tak naprawdę nie potrzeba góry zabawek, które walają się po całym mieszkaniu. Te ilości doprowadzają nas do furii - bo chyba krócej zajmuje zabawa, niż sprzątnięcie tych całych stert klocków, lalek i aut. Ile razy podarowaliśmy dziecku najnowszą kuchenkę/sklepik/ogromne auto - a okazywało się, że po odpakowaniu prezentu, dziecko rzucało się w naszą stronę z okrzykiem:
- Błagam mamusiu! Tylko nie wyrzucaj kartonu!
  I po chwili już pociecha leciała z kredkami i taśmą klejącą, tworząc z niepozornego pudła auto, domek czy smoczą grotę. Same tworzenie okazywało się niezwykle kreatywnym zajęciem, a chowanie w kartonie - cudowną zabawą.
   Dziś mam okazję polecić książkę, która otwiera oczy na tego typu zabawy. "Kosmiczni odkrywcy", to bajka, którą polecam nie tylko wiecznie znudzonym dzieciom, ale także dorosłym, którzy nie mają pojęcia w jaki sposób bawić się z pociechami.
   Babcia Frania to wymarzona opiekunka - z radością rusza wraz ze swoim wnuczkiem oraz jamnikiem Guciem na podbój kosmosu. Jest pełna energii, zapału i radości, a swoimi pierogami potrafi zdobyć serce nawet najstraszniejszego kosmity. Takich przygód z babcią możemy naprawdę zazdrościć. Teraz dziadkowie są jacyś ospali, a aktywne zabawy z wnuczkami podsumowują słowami: W tym wieku to już nie wypada. Ależ wypada, wypada. Nikt nie każe im skakać, biegać i czołgać się pod wyimaginowanymi przeszkodami. Wystarczy, że z pomocą słów wyczarują piękny, bajkowy świat, a zdobędą miłość i uznanie dzieci.


Tytuł: Kosmiczni odkrywcy. Franio i jego babcia
Autor: Bąkiewicz Grażyna
Wydawnictwo: Papilon




Seria "Franklin" - czyli historie z życia przeciętnego kilkulatka.

Seria "Franklin" - czyli historie z życia przeciętnego kilkulatka.

   "Franklina" większość dzieci (jak i dorosłych) zna z bajek animowanych. Jest postacią ciekawą, zabawną i dość autentyczną - jak na żółwia. W końcu popełnia mnóstwo błędów, nie do końca rozumie zasad, jakie panują w życiu i bywa nieprzewidywalny. Podsumowując - zachowuje się jak każde dziecko. Czasem dobrze poczytać dziecku o tych negatywnych cechach i uczuciach: zazdrości, strachu, wybuchach złości, bałaganiarstwie, niecierpliwości itp. I nie dlatego, że za wszelką cenę chcemy wyeliminować te cechy z osobowości dziecka. Chodzi o to, aby pomóc szkrabom je... zaakceptować.
    Każdy miewa gorsze dni - przemęczenie, rozdrażnienie, pesymizm - to cechy, które teoretycznie dotyczą dorosłych ludzi. Z dziećmi nie powinny mieć nic wspólnego. A jednak... Dzieci są przemęczone zbyt dużą ilością bodźców, nieudanymi próbami (choćby namalowania statku czy ułożenia puzzli), nieakceptacją rówieśników. W końcu nasze pociechy wciąż się czegoś uczą - dużo rzeczy, które teraz robią, tak naprawdę robią po raz pierwszy w życiu. I swoją nieporadnością są sfrustrowane. Jeżeli nasze dziecko jest wrażliwe - zaraz może samodzielnie przypiąć sobie łatkę nieudacznika. A jeszcze gorzej, jak podejdzie inne dziecko i ze złośliwym uśmiechem powie:
- A ja potrafię to zrobić lepiej!
- Przecież to takie łatwe!
- Nie potrafisz tego zrobić?
Wtedy z naszej pociechy, która dopiero co tryskała energią i optymizmem, niewiele zostanie. Zamiast tego mamy zapłakane, zasmarkane i przemęczone Coś. I owe Coś nie za bardzo wie, jak ma sobie poradzić z targającymi go uczuciami.
  Wiecie, że dzieci często mają problem z określeniem, czym jest zazdrość? Proponuję zapytać waszej pociechy, czy wie, co owo słowo oznacza. To, że nie wie co oznacza wyraz: Zazdrość, niestety nie powoduje, że jej nie odczuwa. Odczuwa - i w dodatku bywa zirytowane i wściekłe, bo trudno mu określić uczucie, jakie nim targa. Naszym zadaniem jest więc nie tylko wytłumaczenie danych emocji, ale także oswojenie z nimi. I akceptacja. Bo dziecko ma prawo czuć przemęczenie, zniechęcenie, gniew, lęk, zazdrość. Ma prawo czasem bałaganić, być niecierpliwym, leniwym czy złośliwym. W końcu sami miewamy te gorsze dni - gdy nic nam się nie udaje, gdy obiad wolimy zjeść na mieście (albo zaserwować mrożone pierogi; a jeszcze lepiej:na jedzonko wprosić się do mamusi). Bywamy zazdrośni, bo koleżanka z pracy dostała niezasłużony awans - w końcu my ciężej pracowaliśmy, a nasz projekt zdecydowanie wyróżniał się na tle innych. I nie ma nic w tym złego (może, że te negatywne uczucia nie zdarzają się sporadycznie, a zawładnęły naszym życiem). Warto więc pomóc dziecku nie tylko się zmierzyć z owymi uczuciami, ale także je zaakceptować.
   Seria "Franklin", to książki, które pomogą uporać się z emocjami. Aż dziw bierze, że tak sympatyczny żółw może wykazywać wszystkie negatywne cechy i zachowania, jakie miewają dzieci. Ale poza nauką panowania nad emocjami, akceptacją niektórych negatywnych uczuć, jakie nami targają, znajdziemy też mnóstwo dobrej zabawy, przyjaźni i rozwiązań problemów, z którymi borykamy się na co dzień. Ale najważniejsze co przekazuje książka - to akceptacja: samego siebie.

Seria: Franklin
Autor: Bourgeois Paulette , Clark Brenda
Tłumaczenie: Zarawska Patrycja
Wydawnictwo: Wydawnictwo Debit      




Gra zręcznościowa HOP HOP FROG  - czyli zabawa dla najmłodszych.

Gra zręcznościowa HOP HOP FROG - czyli zabawa dla najmłodszych.

   Gra zręcznościowa HOP HOP FROG, to doskonały zakup dla dzieci, które dopiero zaczynają swoją przygodę z grami planszowymi. Gra jest z nami od ok. 4 lat - karton był sklejany setki razy, a mimo to, tarcze z rysunkami wyglądają tak, jak od nowości. Nic nie jest przetarte czy wyblakłe. A dzieci przecież "jeździły na nich", szurając kolanami, skakały po nich (w końcu lilie wyglądają jak stworzone do skoków) i robiły różne inne rzeczy, które mogą przyjść do głowy tylko dzieciom. Także gra kwalifikuje się do tych typu: niezniszczalne. Jedynie żaba odczuła dziecięce zabawy - nie pamiętam które dziecko po porażce postanowiło "porzuć" nieco żabią buźkę, ale nie wyszło to żabce na dobre.
   Gra składa się z wytrzymałej lilii, w której należy umieścić żabkę - a następnie nadepnąć/skoczyć (z rozpędu, obrotu)/ uderzyć pięścią (wszystkie formy, które pozwalają na ujście energii są dozwolone) na liść. Powietrze wyrzuca stworzonko do góry - im mocniej uderzymy, tym dalej poleci. Żabka powinna spaść na jedną z 12 tarczy dołączonych do zestawu (tarcze przedstawiają zwierzątka i jest to klasyczne memory). Jakie zwierzątko wylosujemy, takie mamy za zadanie odnaleźć. Od razu dodam, że reguły można nieco modyfikować. Jak widać na zdjęciu, znajduje się także koło obrotowe - po zakręceniu wskazuje zwierzątko które powinniśmy odnaleźć. Jeżeli dodamy do tego regułę, że trzeba jeszcze trafić żabką w wylosowane zwierzątka, to rachunek prawdopodobieństwa mówi nam, że dziecko się wścieknie, nim uda mu się poprawnie ustrzelić memory.
   Tak więc z gry możemy korzystać na różne sposoby:
- wystrzeliwanie żabki - kto wyżej , kto dalej, kto ją złapie - albo kto trafi żabką do wiaderka.
- żabka trafia w tarczę, następnie musimy znaleźć pasującą do niej połówkę
- musimy znaleźć zwierzątko, które wylosujemy z pomocą koła obrotowego zamontowanego na lilii
- standardowe memory
- poziom zaawansowany: losujemy zwierzątko z pomocą koła, następnie musimy trafić żabką w pasującą do niego połówką i jeszcze ją odnaleźć.

   Jakąkolwiek z tych opcji wybierzecie, gwarantuję, że będziecie zadowoleni. To naprawdę świetna zabawa - odrobina ruchu i uwagi, a wszystko w jednym, niepozornym opakowaniu. Dzieci lubią memory - chociaż opanowanie zasad w wieku 2 lat nie jest rzeczą prostą, to przynosi ogromne korzyści. Dziecko uczy się skupienia, uwagi - a w niedługim czasie można spokojnie zrobić obiad - a dziecko zajmie się "wielkimi poszukiwaniami". Fakt, że gra jest przeznaczona od 3 roku życia, nie oznacza, że pod naszym nadzorem nie można w nią grać. Później proponuję pozwolić na samodzielną "grę" - co jakiś czas możemy tylko obserwować, czy dziecko nie usiłuje zjeść tarcz z obrazkami.

   Gra zręcznościowa HOP HOP FROG - od HASBRO.

   Więcej ciekawych gier możesz zobaczyć na stronie akcji Grajmy!






Robimy mydełka - czyli doskonała zabawa dla dorosłych i dzieci.

Robimy mydełka - czyli doskonała zabawa dla dorosłych i dzieci.

   Mąż spogląda na nas z rozbawieniem - razem z dziećmi oblegamy pudło, które aktualnie leży na samym środku kuchni. Wokół walają się papierki i folia bąbelkowa. Ola zamyka z rozmarzeniem oczy i wdycha jeden z olejków.
- To pachnie jak... - zniesmaczona marszczy nos. To pachnie jak syrop. Fuuuj!
  W rzeczywistości sięgnęła po olejek o zapachu banana. Gdzieś w jej zakamarkach umysłu musi tkwić jeszcze wspomnienie wapna o smaku bananowym. Też pamiętam ten paskudny smak. I zapach - zdecydowanie nienaturalny.
   Kolejnym wyborem jest mango. Ku mojemu zaskoczeniu zgaduje bezbłędnie. Spoglądam na nią nieco podejrzliwie i zasłaniam dokładnie kolejny olejek tak, aby nie mogła odczytać nazwy.
- Kokos. Pachnie jak nasze słodycze! No Rafał powąchaj! Powąchaj jak ładnie pachnie!
  Rafałek nie chce robić siostrze przykrości, więc wdycha podstawiony pod nos zapach i przytakuje bezmyślnie. Jest strasznie zajęty gniecieniem folii, która przyjemnie pęka pod naporem jego rączek. Dzisiaj nie ma ochoty na zabawy w mydlarnię.
  Zanim przystępujemy z Olą do pracy, segregujemy rzeczy i zastanawiamy się nad wyrobami, które będziemy wykonywać. Córeczka decyduje się na mydło o zapachu gumy balonowej - to niesprawiedliwe, ale od tego zapachu robię się zawsze głodna. Ja wybieram mydło bursztynowe.
   Bursztyny są wakacyjną pamiątką - kilka z nich wrzucam do blendera, modląc się w duchu, abym po raz trzeci nie spaliła silnika w urządzeniu. Nie mam ochoty gnieść ich w moździerzu - nawet nie wiem, czy było by to możliwe. Wydają się zbyt twarde. Kolejno wyjmuję bazę glicerynową zawieszającą (aby drobiny bursztynu osiadły w środku, a nie spłynęły na dno), barwnik i naturalny olejek bursztynowy. Co do ostatniego nie jestem pewna, bo pokruszony bursztyn wydziela intensywną woń. Blender jest cały, ale ostrza wyraźnie stępione. Trudno - poświęcamy się w imię nauki.
   Ola kręci się poddenerwowana. Nie chce spać, chociaż godzina jest już późna. Dla cioci i babci chce koniecznie jeszcze dzisiaj wykonać mydełka. Z namaszczeniem szpera w kartonie i wybiera zapachy, które powinny przypaść do gustu rodzinie.
  Kroję kawałek bazy mydlanej i podgrzewam, aby się rozpuściła. Następnie wsypuję bursztyn, dwie krople barwnika i kilka kropel olejku. Ola w tym czasie przygotowuje mydło dla babci - ostrożnie dobiera składniki, sprawdza zapach i kolor. Po jej bystrym spojrzeniu widać, jak wielką czerpie radość ze swojego zajęcia. W końcu niecierpliwe zaczyna szperać w koszyczku z dodatkami i dorzuca kilka płatków  róży i goździków - robi to szybko i sprawnie, delikatnie miesza zawartość swojej miseczki, sprawdzając, czy masa jeszcze nie zastygła. Wyrób do foremki przelewam już ja - ostrożności nigdy za wiele. Mydło nadal jest gorące - może się dotkliwie poparzyć. Teraz odstawiamy foremki i czekamy, aż masa zastygnie. Zapewne Ola z samego rana wstanie, aby wręczyć prezenty. A Rafał? Rafał śpi - ale jak jutro zobaczy mydło o słodkim zapachu, z pewnością czeka mnie powtórka z rozrywki. Jego mydełka mają zawsze intensywny kolor i barwę - bo wszystkiego dodaje dużo, od serca.













Paleta Wyprawka Pierwszoklasisty - czyli edukacja i zabawa na wyciągnięcie ręki.

Paleta Wyprawka Pierwszoklasisty - czyli edukacja i zabawa na wyciągnięcie ręki.

  

Paleta Wyprawka Pierwszoklasisty, to produkt, na który natknęłam się przypadkiem. Nie namyślając się długo, zakupiłam pakiet podstawowy (koszt ok 55-65zł), oraz dodatkowe tarcze z zadaniami (12 tarczy kosztuje 15-20zł). Od razu wiedziałam, że zakup był strzałem w dziesiątkę. Sama paleta zrobiona jest z drewna najwyższej jakości, do tego dołączone krążki pełne oraz "z dziurką" - jak określają je dzieci. Kolory są odpowiednio nasycone - jedynym minusem jest kolor pomarańczowy, który jest o niewielką tonację jaśniejszy od barwy czerwonej. Dla starszej córeczki rozróżnienie owych barw nie stanowi najmniejszego problemu, dla mojego trzylatka - jest już pewnym wyzwaniem.
   Tak jak już wspomniałam, paleta jest bardzo rozbudowana. Składa się z mnóstwa ćwiczeń, które są odpowiednio pogrupowane:
- matematyka
- środowisko
- dla przedszkolaków
- nauka czytania itp.
   Dodatkowe tarcze ćwiczeń można dokupywać - tak jak już wcześniej wspomniałam, ich cena nie jest wygórowana, bo wynosi ok.15-20zł).
 Rafałek doskonale daje sobie radę z paletą dla przedszkolaków, ale rozwiązuje też ćwiczenia z innych tablic. Gdyby ktoś więc zastanawiał się, jaki wiek jest idealny na zakup palety, to zdecydowane polecę wiek od 3 lat. Pierwsza godzina oswajania się z paletą, polega na wytłumaczeniu dziecku, że czerwony krążek nie oznacza, że ma go położyć obok obrazku czerwonego jabłka. Dla młodszych dzieci jest to strasznie myślące, ale kiedy uda im się załapać podstawowy schemat, to potem nie ma problemu z resztą. Najważniejsze, to na pierwszy rzut nie wystawiać tarczy z kolorami - choćby nie wiem jak dobrze dziecko owe kolory znało. Inaczej pociecha może poczuć się nieco sfrustrowana.
  
  Paleta Wyprawka Pierwszoklasisty - Wydawnictwo Epideixis

Więcej ciekawych gier możesz zobaczyć na stronie akcji Grajmy!













Copyright © 2014 Zdolne Dzieci , Blogger