Kaczka Dziwaczka - nasze pierwsze nagranie :-)

Kaczka Dziwaczka - nasze pierwsze nagranie :-)

   Kaczka dziwaczka, to gra, która została opracowana na podstawie wiersza Jana Brzechwy. Grę zdecydowanie polecam dla dzieci, które uwielbiają czytać - z pewnością będą zachwycone możliwością czynnego uczestnictwa podczas słuchania wiersza; a także dzieciom, które raczej stronią  od lektur - pastelowe kolory, ciekawa i zabawna grafika znajdująca się na kafelkach, z pewnością przykuje ich uwagę.

   W zgrabnym pudełeczku (jak już kiedyś wspomniałam - nie znoszę gier, które nie zajmują dużo miejsca, a są upchnięte w gigantyczne kartony) znajdziemy kafelki - po 15 wybranego koloru (zielony, różowy, niebieski i żółty), oraz dwa kartoniki dodatkowe i cztery kartoniki KWA-ZONK, które utrudniają nieco rozgrywkę.
   Grę zaczynamy od uważnego odczytania wiersza i dokładnego obejrzenia kafelków z obrazkami. Poniżej zamieściłam fragment naszej wstępnej zabawy z Rafałkiem - wybaczcie za głos, ale przeziębienie za nic nie chce odpuścić.





  Mamy kilka opcji rozgrywki:

- memory - mieszamy obrazki i usiłujemy znaleźć dwa takie same. Można to zrobić używając dwóch plansz z kolorami, bądź czterech. Tutaj ogranicza nas tylko wyobraźnia.

- zbieranie kartoników - każdy z graczy otrzymuje instrukcje i zbiera kafelki wyznaczonego koloru. Aby kartoniki zabrać, musi odkryć dwa w identycznym, wcześniej ustalonym kolorze. Jeżeli mu się to powiedzie, elementy ustawia na otrzymanej planszy i przystępuje do ponownych poszukiwań. W przypadku pomyłki - kolej przechodzi na innego gracza.

- zbieranie kartoników wedle kolejności -  Podobnie jak w prostszej wersji, odkrywamy dwa kartoniki, aby jednak umieścić je na naszej planszy, musimy zachować odpowiednią kolejność. Np. kartonik dotyczący fragmentu wiersza "Raz poszła więc do fryzjera...", dokłada do kartonika "...Robiła piesze wycieczki" lub do kafelka "Tuż obok była apteka...". Jeżeli gracz odkryje kartonik startowy w swoim kolorze, to go po prostu zabiera - w tym przypadku nie stosuje się zasady dokładania.

   Do gry można dorzucić kartoniki dodatkowe np. dwa uzupełniające rozgrywkę (losowane są na koniec) lub cztery KWA-ZONK, które mają za zadanie nieco zamieszać w naszej grze, nieco utrudniając zabawę.

   Gra jest bardzo przyjemna i chociaż pozornie może wydawać się monotonna, to w rzeczywistości sprawia ogromną radość i często gości na naszym stole (bądź podłodze). Dzieci wyciągają ją za każdym razem, gdy przyjeżdżają goście (z pewnością jest to też pretekstem, żeby znów ktoś na głos odczytał wiersz). A wieczorami... Cóż... Wieczorami dzieci leżą w łóżku i wykrzykują wersy z "Kaczki dziwaczki", często przekręcając je i wybuchając przy tym gromkim śmiechem.

   Gra przewidziana jest dla dzieci powyżej 4 roku życia, ale Rafałek doskonale daje sobie w nią radę (podejrzewam więc, że trzylatki mogą śmiało zacząć swoje zmagania z serią PUFI).

   Za możliwość recenzji gry bardzo dziękujemy.

















Targi Gra i Zabawa 2016 - stoisko Granna i gra Kokoszki.

Targi Gra i Zabawa 2016 - stoisko Granna i gra Kokoszki.

   Tak jak już wspomniałam, Targi Gra i Zabawa były dla nas niesamowitym przeżyciem. Pełnym pozytywnych emocji i wrażeń. Ludzie zebrali się po to, aby dzielić wspólną pasję jaką są gry planszowe. Na hali panował radosny zamęt, który podzielała większość zgromadzonych osób - aczkolwiek nie wszyscy.
   Podczas festiwalu udało nam się zagrać w mnóstwo gier, które od dawna nas interesowały. Jednakże niektóre z gier zostawały przy naszym stoliku na dłużej, inne już po paru minutach były zwracane - mam nadzieję, że te, które przyciągnęły naszą uwagę, przypadną Wam do gustu.

   Zacznę od recenzji stoiska wydawnictwa Granna. Chociaż pojawiło się sporo ciekawych nowości, interesował mnie zakup gry, która zajmie dzieci podczas uciążliwej podróży powrotnej. Gra niewielka, poręczna i przede wszystkim - wciągająca. Chociaż moje wymagania wydają się przesadne, to z Granną oczywiście się nie zawiodłam. Przy stoisku jak zwykle panował tłok, ale przedstawicielka wydawnictwa przywitała nas z uśmiechem (co nie było łatwe - pamiętajcie, że pojawiło się ponad 10000 osób odwiedzających - a przez stoisko przewijały się całe tabuny ludzi). Od razu zapytałam o IQ Żelki, które ostatnio zachwalała znajoma, ale niestety... Gry nie było na stanie. Natomiast znajdowało się wiele innych tytułów, które warto było dokładniej obejrzeć. Mój padł na grę Kokoszki - niewielka, lekka i z różnorodnym stopniem trudności (dobra zarówno dla Rafałka, Oli no i oczywiście - dla mnie, jeżeli tylko uda mi się "dopchać" do gry).

   Gra Kokoszki składa się z pięciu bloczków - jeden jest przezroczysty, na pozostałych znajdują się kury. Ponad to do naszej dyspozycji jest aż 48 kart zadań, które podzielone są na cztery poziomy trudności. Wystarczy otworzyć pudełeczko z grą, zamieścić w niej odpowiednią kartę i możemy rozpocząć nasze zmagania. Zadania na pozór są banalnie proste - na kartach mamy namalowane jajka, a my musimy umieścić na nich kokoszki. Aby to uczynić, przesuwamy bloczki w odpowiednich kierunkach. I niby nie ma w tym nic trudnego, a jednak... Czasem trzeba nieźle się nagimnastykować, aby dane zadanie udało nam się prawidłowo wykonać.
   Aby nie wpaść w depresję spowodowaną własną ułomnością, do zestawu mamy dołączoną instrukcję z podpowiedziami. Należy jednak pamiętać, że instrukcja daje odpowiedź na podstawowe pytanie: jak kury powinny być rozmieszczone. Jak sprawić, by w danym miejscu się pojawiły - to już nasze zmartwienie. Tak więc na całkowitą łatwiznę nie pójdziemy.
   Gra polecana jest dla osób od 6 roku życia. Rafał rozwiązuje jednak pierwsze pięć zadań bez większych problemów.  Ale z tego co zauważyłam, z taką namiętnością oddaje się przesuwaniu bloczków, że po prostu musi w końcu trafić na odpowiedni układ. Ola każdy swój ruch studiuje i dopiero po namyśle przesuwa bloczki. Która taktyka jest lepsza - trudno powiedzieć. Najważniejsze jest jednak to, że gra sprawia im wiele radości.
   Kokoszki to gra, którą zdecydowanie mogę polecić zarówno dorosłym, jak i dzieciom. Gwarantuję, że gra nada się nie tylko w czasie podróży, ale także:
- w kolejce do lekarza (umili czas)
- podczas odwiedzin u pedantycznej ciotki (zagwarantuje, że ciotka zbyt szybko nie dostanie zawału na widok poczynań naszych dzieci)
- podczas obiadu w restauracji (gdy dzieci zdążą skonsumować swoją błyskawiczną zupę - a nam dopiero podadzą danie główne. Gra uratuje nas od zadławienia się posiłkiem)
- gdy dopadnie nas frustracja i nerwica (ustawicie sobie najłatwiejszy poziom i delektujcie się zwycięstwem).

   Bardzo dziękuję za pomoc przy wyborze gry :-)








 

"Ziuzia" - książka, która zajęła pierwsze miejsce na naszej liście.

"Ziuzia" - książka, która zajęła pierwsze miejsce na naszej liście.

   Jeżeli zapytacie Olę, jaka jest jej ulubiona książka, to bez wątpienia poda jeden lub dwa tytuły. Potem chwilę się zastanowi i wymieni kolejne trzy. Nie minie godzina, nim w jej umyśle pojawi się lista jeszcze kilku tytułów, które przecież nie można pominąć - bo to też są jej ulubione. Do wieczora wymieni tak dużą ilość książek, że większość z Was zapewne będzie miała problem, żeby je spamiętać. Tym razem jednak przedstawię Wam książkę, która zajęła pierwsze miejsce na naszej liście w tym roku. Trafiła w gust mój, Oli jak i Rafała.

   "Ziuzia" to historie z życia wzięte przedstawione przez tytułową dziewczynkę. Ziuzia ma jedno oko szare, a drugie zielone, więc jej zachowania często odbiegają od normy. A może jest to spowodowane tym, że jej pomysły rodzą się w... pępku? W każdym bądź razie nie spodziewajcie się, że opowiadania pomogą Waszym pociechom zasnąć. Nie... Raczej razem z dziećmi będziecie tarzać się ze śmiechu po dywanie, czytając pomysły rodzące się w głowie tej niesfornej dziewczynki. 
   Zarówno Ola jak i Rafał uwielbiają tą książkę. Często muszę przerywać czytanie tylko po to, aby ucichł ich gromki śmiech i ponownie było słychać mój głos. A czasami sama muszę nabrać trzy razy powietrza, niż zacznę czytać kolejne, zabawne zdanie. I parskam niepohamowanym śmiechem, ukradkiem ocierając łzy. Nigdy nie sądziłam, że w książce dla dzieci można zawrzeć tak dużo zabawnych sytuacji. Zdecydowanie polecam!

   Tytuł: "Ziuzia"
   Autor:  Prześluga Malina
    Wydawnictwo:TASHA








Nie śmiej się! - gra w wersji Familijnej.

Nie śmiej się! - gra w wersji Familijnej.

   Czasem wystarczy mała modyfikacja w grze, aby dostosować ją do najmłodszych graczy. I nagle okazuje się, że nasz 3-latek jest mistrzem... w rozśmieszaniu pozostałych przeciwników.


 "Nie śmiej się" to gra, która z pewnością rozpogodzi jesienne dni. Nie chciałam wykluczać z gry Rafałka, więc postanowiłam nieco zmienić zasady. Najpierw jednak przybliżę wam warianty rozgrywki, które są zawarte w instrukcji. 
  Zaczynamy oczywiście od przygotowania gry: rozkładamy planszę i umieszczamy na niej potasowane karty z hasłami - jest ich naprawdę spory zasób, więc mamy pewność, że za szybko nie zaczną się powtarzać. Rozdzielamy pionki pomiędzy graczami i kładziemy: klepsydrę, która będzie odmierzała czas, kostkę do gry, nos klauna (dobrze go wyjąć godzinę przed rozpoczęciem rozgrywki, żeby nieco wywietrzał) i tarczę losującą. W grze można korzystać z aplikacji do gry, która zastępuje klepsydrę i tarczę losującą (dobre rozwiązanie, gdy na stole brakuje nam na nie miejsca), w innym wypadku uważam je za zbyteczne - bo kręcenie tarczą dostarcza dzieciom niezłej zabawy.

   Pierwszy wariant gry:
- za pomocą aplikacji bądź tarczy, losujemy pierwszego zawodnika
- gracz wybiera pierwszą kartę z hasłami, które odczytuje na głos
- następnie za pomocą kostki losuje kolor z odpowiednim hasłem, które będzie prezentować
   Jeżeli na kostce padnie na ściankę z uśmiechem, gracz na dowolność w wyborze hasła. Jeżeli natomiast padnie na NOS, gracz zakłada Nos Klauna i też prezentuje dowolnie wybrane hasło z karty. W czasie czasu odmierzonego na klepsydrze, gracz ma za zadanie pokazać hasło w ten sposób, aby rozśmieszyć rywali. Przeciwnicy wiedzą, co przedstawia hasło, więc naszym celem jest jak najzabawniejsza prezentacja. Przegrywa osoba, która pierwsza dojdzie do pola z UŚMIECHEM. Pionek przesuwamy, gdy nie rozśmieszymy żadnego z pozostałych graczy, bądź jako pierwsi zaczniemy chichotać (w tym wypadku wtedy, gdy ktoś inny pokazuje hasło).
   W naszym gronie ten wariant się nie sprawdził. Dzieci szybko dostały szału - a ich pokazywanie haseł polegało na bieganiu po mieszkaniu - bez względu na to, czy miały za zadanie pokazać konia czy kolejkę do toalety. 

   Drugi wariant gry:
- za pomocą aplikacji bądź tarczy, losujemy pierwszego zawodnika
- po rzucie kostką gracz odkrywa kartę i zapoznaje się z hasłem
- zawodnik stara się pokazać hasło w ten sposób, aby pozostali gracze zgadli je, nim upłynie przewidywany czas
- wygrywa osoba, która jako pierwsza dotrze do pola z UŚMIECHEM. Pionek przesuwamy wtedy, gdy uda nam się pokazać hasło w ten sposób, że zostanie ono odgadnięte. Osoba, która hasło odgadła także przesuwa swój pionek do przodu.

  Trzecia wersja - której niestety w instrukcji nie znajdziecie, a która doskonale sprawdza się wśród młodszych graczy. UWAGA - ta wersja przewidziana jest na co najmniej trzech graczy.
- za pomocą aplikacji bądź tarczy, losujemy pierwszego zawodnika
- sięgamy po kartę z hasłami i wybieramy te, które najłatwiej będzie pokazać dziecku. 
- szepczemy do ucha hasło, które dziecko będzie miało za zadanie pokazać pozostałym przeciwnikom (hasła czytamy naprzemiennie tzn. najpierw np. czyta mama, ale nie może już uczestniczyć w zgadywaniu, później hasło czyta babcia, a wtedy mama może już usiłować zgadnąć, co pociecha chce nam pokazać)
- w przypadku większej ilości dzieci i jednej osoby dorosłej, gracz najstarszy niestety nie może zgadywać hasła, za to jego uczestnictwo polega na wspieraniu dzieci, odczytywaniu i dobieraniu odpowiednich haseł
- do gry można używać kostki - sugerujemy się wtedy kolorami (ale nie łudźmy się, że pociecha odgadnie hasło: matador czy Janosik), a gdy padnie na uśmiech bądź nos - pociecha ma za zadanie nie tylko pokazać hasło, ale także nas rozśmieszyć. Za wykonane zadanie przesuwa wtedy pionek o jedno bądź dwa pola.
   Chociaż nieco zmodyfikowaliśmy zasady gry, to muszę szczerze napisać, że świetnie się w nią teraz gra. Rafałek rewelacyjnie pokazuje hasła - a Ola tarza się ze śmiechu po podłodze, gdy widzi jak wierci pupą, bądź rozdziawia usta udając rybkę. Czasem odciągam go na bok, dając małą podpowiedź dotyczącą hasła, ale im dłużej gra, tym lepiej sobie radzi. Widać, że gra bardzo pobudza wyobraźnię. Ponad to wymaga sporej dawki ruchu. Jest grą, która doskonale zwalcza stres i zacieśnia relacje wśród dzieci. Zdecydowanie polecamy!

Nie śmiej się - wydawnictwo Alexander.

Za możliwość recenzji gry serdecznie dziękuję.













Targi Gra i Zabawa 2016 - czy było warto?

Targi Gra i Zabawa 2016 - czy było warto?

   Targi Gra i Zabawa, to nie jest zwykłe spotkanie miłośników gier planszowych. Wystarczy tylko wejść na halę, aby poczuć entuzjazm odwiedzających i samemu śledzić z zapartym tchem atrakcje, jakie nas otaczają. Panuje przyjemny gwar - żaden tam chaos, bo wszystko jest dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Z głośników dobiega wyraźny, kobiecy głos, który informuje nas o programie (dzięki temu nie przegapimy interesujących wydarzeń takich jak turnieje, pokazy, warsztaty itp.). Atrakcji jest tak dużo, że w ciągu jednego dnia trudno wszystko obejrzeć - zwłaszcza gdy ma się dzieci,
   Na targach byliśmy po raz pierwszy - i nasze wejście rozpoczęliśmy od wstępnych oględzin. Byłam zaskoczona tak dużą ilością wydawnictw i partnerów akcji - na wstępie udało mi się w spokoju obejrzeć makietę pociągu. Była wykonana tak precyzyjnie, że postanowiłam zrobić nieco więcej zdjęć - podziwiam pasję z jaką ludzie oddają się modelarstwu. Prawdziwe dzieło sztuki! W czasie, gdy przyglądałam się torom kolejowym, mąż z dziećmi sterowali miniaturowym pociągiem znajdującym się obok, a potem uczestniczyli w wyścigach samochodowych. 
   W planach miałam szybki obchód stoisk - a dopiero potem dłuższe pobyty w określonych punktach. Moje plany legły jednak w gruzach - Ola spostrzegła stoisko Abino, gdzie można było przygotować kartę z życzeniami, a Rafał - gigantyczny bilard/piłkę nożną. Tak więc zaliczyliśmy pierwszy przystanek, gdzie mogłam przyjrzeć się bliżej zasobom wydawnictwa, które ostatnio miałam szansę recenzować. Zaopatrzyłam się z zniżki i ulotki promocyjne (kolonie dla dzieci - ooo... jaki wybór, ale Ola chyba na taki wyjazd jest jeszcze za mała). Potem wyruszyliśmy do sali turniejowej, gdzie wydawnictwo Zielona Sowa zorganizowało konkursy dla dzieci. Zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci, a Ola - mimo, że z natury nieśmiała - szybko wyzbyła się skrępowania. Po zakończonej rozgrywce, przystąpiliśmy do kolejnej - źle doczytałyśmy zasady gry, ale zaraz przy naszym stoliku pojawił się ktoś, kto skorygował nasze błędy, przy okazji pomagając w grze. Bardzo lubię, gdy pojawiają się osoby reprezentujące dane wydawnictwo i z widoczną satysfakcją i zaangażowaniem włączają się do gry czy też rozmowy. W czasie festiwalu spotkaliśmy zarówno ludzi, którzy z zapałem wykonywali swoją pracę, jak i takich, których całkowicie obojętne było co dzieci robią z daną grą (Rafał usiadł na podłodze i tłukł jajka twierdząc, że robi jajecznicę, a Ola chodziła z jajkiem zdezorientowana, bo nie wiedziała co dalej ma z nim zrobić - no, ale o tym wspomnę w kolejnym poście).
   Przedstawienie "Kot w butach" Barnaby nie wzbudziło we mnie większego entuzjazmu - lalki wyglądały nieco makabrycznie. Synek był wystraszony, a kiedy jedna z lalek usiłowała wdrapać się na jego kolana, kopnął ją, zaplątując się w sznurki. Natomiast sam prowadzący rozśmieszał dzieci do łez - chyba bardziej wolały obserwować jego popisy i wygłupy, niż lalek. Ponad to w przedstawieniu pojawiły się nieciekawe zachowania, które dzieci chłoną jak gąbki: plucie, puszczanie bąków, bicie. No i same pociechy pozostawione bez opieki - wchodziły na scenę i usiłowały walnąć którąś z pacynek - do było raczej do przewidzenia po scenach jakie ujrzały. Mnie zalewała krew, ale prowadzący doskonale dawał sobie radę z bandą nieprzewidywalnych dzieciaków. Tak więc - moje uczucia były mieszane.
   Na stronie http://www.festiwalgramy.com/site/pages/program można dokładnie zapoznać się z programem targów. Nam sobota minęła na różnorakich rozrywkach i zakupach, o których będę się rozpisywała w kolejnych postach. Ponad to udało nam się wygrać w konkursie, w którym była do zdobycia gra "Palcem po mapie - Świat" (recenzja Palcem po mapie - Europa, jest już dostępna jest tu: http://zdolnedzieci.blogspot.com/2016/11/palcem-po-mapie-europa-gra-ktora-budzi.html ). Niedzielę pozostawiliśmy na gry - po 5h Ola nadal czuła niedosyt (drogie wydawnictwa, jeżeli potrzebujecie dziecka do testowania gier, to śmiało mogę Wam ją podrzucić - 10h w sobotę i z płaczem wychodziła z hali, a w domu rozpakowała grę i usiłowała namówić mnie do kolejnej partii). 

   Jeżeli chodzi o nasze wrażenia - wracamy zachwyceni!  I jedziemy bogatsi nie tylko w nowe doświadczenia, ale także kolejne gry do naszej kolekcji. A w szczególności dziękuję za poświęcony czas wydawnictwu Abino, Zielona Sowa i RubiArt (nie sądziłam, że z taką łatwością można wytłumaczyć przemęczonej sześciolatce zasady układania kostki RUBIKA) oraz Granna, za pomoc w doborze gry na długą drogę powrotną. Zarówno kostka Rubika jak i Kokoszki ocaliły nas od marudzenia w czasie długiej jazdy autem. A szczegółowa recenzja z naszego pobytu pojawi się już niebawem!

























Copyright © 2014 Zdolne Dzieci , Blogger