"Zosia, Ernest i ktoś jeszcze" - czyli konflikty w rodzeństwie.

"Zosia, Ernest i ktoś jeszcze" - czyli konflikty w rodzeństwie.

   Rafał niecierpliwie przerzuca wszystkie książki, które znajdują się w naszej domowej bibliotece. Może nie gra tyle w gry planszowe co Ola, za to ma zwyczaj spać z jedną wybraną książką. W końcu się niecierpliwi: - Mamo! Gdzie jest książka o baranach? Nieco zdezorientowana sięgam, po jakąś książkę o zwierzętach na wsi. Spogląda pogardliwie i prycha, że to nie ta. W końcu uradowany krzyczy, że znalazł zgubę i wspina się na moje kolana. Spoglądam na książkę i widzę... No właśnie...

   "Zosia, Ernest i ktoś jeszcze", to książka doskonale oddająca relacje pomiędzy rodzeństwem. Ma w sobie to "coś", co podczas czytania zapada głęboko w pamięci. Może, to naturalność, która wydziera się z każdej historii i dzieci czują, że sytuacje bardzo przypominają te, z ich codziennego życia. A może to włosy dwóch, najstarszych szkrabów - kruczoczarne, dziko skręcone - odziedziczone po mamie. Bo właśnie te włosy zrobiły największe wrażenie na moich dzieciach. Zaraz zaczęły przyglądać się sobie nawzajem, doszukując się podobieństw. Ale... Czemu mama Zosi i Ernesta urodziła dziecko tak od nich odmienne? No tak! Włosy odziedziczyło po tacie. Biedne! Przecież te skołtunione włosy są najpiękniejsze na świecie!
   Tak więc "Zosia, Ernest i ktoś jeszcze" stali się dla Rafałka jedną z jego ulubionych książek. Naprawdę trudno o taki zaszczyt - tylko nieliczne pozycje lądują w jego łóżku. Zanim zaśnie, każe przeczytać jedną, bądź dwie wybranej historie, potem książkę obejmuje i... zasypia wtulony w twardą okładkę. Książkę oczywiście zabieram, kiedy mam pewność, że zapadł w głęboki sen i odkładam ją tuż obok łóżka. Bo poranek rozpoczyna oczywiście od obchodów po mieszkaniu z wybraną lekturą.
   Wracając jednak do książki... Historie zawarte w książce pomagają rodzeństwu rozwiązać standardowe konflikty - a przede wszystkim, zwalczyć zazdrość i chęć rywalizacji. Niektóre cytaty wdzierają się do dziecięcego umysłu, zadomowiając się tam na stałe. Gdy zmęczona nieustannym rozgardiaszem panującym w domu, przysiadłam, żeby odpocząć, Rafał krzykną:
- O jak dobrze, że masz tylko nas! A jakbyś miała trójkę? Wtedy byłoby ojojoj i ajajaj! O wtedy to by było!
   Książka też doskonale przygotowuje dzieci na nadejście rodzeństwa. Nikt tutaj nie lukruje rodzicielstwa - ale także nie odstrasza. Wszystko jest odpowiednio wyważone - tak jak w realnym życiu. Zdecydowanie polecamy!

  "Zosia, Ernest i ktoś jeszcze"
   Wydawnictwo Adamada
   Autor: Elżbieta Pałasz









Małpie figle - Gotowy? No to strzelaj!

Małpie figle - Gotowy? No to strzelaj!

   Małpie figle to świetna gra zarówno dla dzieci jak i rodziców. W końcu musimy przyznać szczerze - nie jeden raz mieliśmy ochotę bezkarnie czymś rzucić. No to teraz mamy szansę - postrzelać kokosami.

   Dzisiejszą recenzję rozpocznę od zmian wiekowych - Rafał ma 3,5-roku, a celne strzały są jego specjalnością. Gra przewidziana jest dla dzieci od 6 lat - tak więc wiek jest nieco zawyżony. Oczywiście - dzieci sam na sam, z grą zostawiać nie należy. W innym wypadku długie godziny zajmie nam poznajdywanie kokosów, które będą leżały pod szafą jak i na parapecie (tylko spokojnie - są idealnie wykonane: na tyle ciężkie, aby dobrze się wybijały, ale nie na tyle, aby potłukły okienne szyby).
    W pudełku znajdziemy cztery solidnie wykonane figury małpek, których chyba w żaden sposób zniszczyć nie można (do takiego wniosku doszłam widząc poczynania własnych pociech). Oprócz tego do dyspozycji mamy 36 kokosów (po roku mój zapas niestety znacznie zmalał), 14 koszy, 4 plansze graczy i 12 kart. 
   Każdy z graczy bierze jedną małpkę, planszę i 8 kokosów. Karty tasujemy i rozdzielamy tak, aby na każdego gracza przypadały dwie. Kubeczki układamy według załączonej instrukcji i przystępujemy do gry. Naszym zadaniem jest trafienie kokosami w kubełki.
   Zacznijmy od taktyki. Jedną ręką trzymamy małpkę w okolicach brzucha, drugą obniżamy jej wyciągnięte ręce, na których umieszczamy kokosa. Naciągniemy dłonie za mocno - kokos wystrzeli w niebiosa, naciągniemy za lekko - kokos zatoczy się po naszej planszy, nie dosięgając kubeczków. Rafał jednak uparcie trzyma małpiszonka za głowę, automatycznie zasłaniając drogę kokosowi. Chociaż za nic nie mogę mu tego wyperswadować, osiąga świetne wyniki - może więc jego taktyka jest lepsza...? W każdym bądź razie nie pozwólmy dziecku na celowanie w samego siebie - takie uderzenie naszą pociechę może zaboleć (zwłaszcza, że najczęściej celują w swoją własną głowę).
   Jeżeli uda nam się strzelić w kubeczek (kokos nie może z niego wypaść - jeżeli się wybije i spadnie na podłogę, to niestety - nasz strzał nie zostaje uznany), zabieramy kubełek na swoją planszę - ustawiając go najpierw w rząd, a później, przy większej ilości - w wieżyczkę. Kubeczki są żółte (standardowe) i czerwone, które po zdobyciu, są dodatkowo punktowane tzn. po ich zdobyciu możemy wykonać dodatkowy ruch.
   Tak jak już wcześniej wspomniałam, w grze mamy dodatkową atrakcję w postaci kart. Możemy je użyć po to, aby sobie dopomóc bądź zaszkodzić przeciwnikowi. Przykładowo: przed wystrzeleniem kokosa gracz musi zamknąć oczy (ciekawe w kogo kokos trafi - na mój znak padnij!); strzał z daleka; utrata ruchu; dodatkowy strzał itp.
  Gra kończy się, gdy skończą się nam kokosy (te, które nie trafią do kubeczków, są odkładane do głównego stosu, z którego będzie można wspólnie korzystać), bądź, gdy uda nam się ułożyć dużą piramidę. 
   Gra jest naprawdę przyjemna, chociaż czasem trudno zapanować nad chęcią strzelania kokosami po całym pokoju. Ja czasem ustawiam wieżyczkę z załączonych kubków i urządzamy sobie bitwę pod tytułem "oblężenie zamczyska". Zabawnie jest strącać kubeczki, a co dopiero - robić to z maksymalnej odległości.
  Postanowiłam nagrać krótkie filmiki, które pokazują, że nawet najmłodsi gracze świetnie dają sobie radę z grą (a jaką czerpią z niej radość). Grę oczywiście polecamy!

Więcej ciekawych gier możesz zobaczyć na stronie akcji Grajmy!


Małpie figle - GRANNA



   











Sherlock - gra, w której każdy... może być przestępcą.

Sherlock - gra, w której każdy... może być przestępcą.

   Zajęcia w szkole często bywały tak nudne i monotonne, że pod koniec lekcji uczniowie nie bardzo orientowali się, jaki temat był danego dnia poruszany. Wystarczyło jednak, aby na tablicy pojawiły się jakieś zadania logiczne, aby uczniowie otwierali szeroko oczy i prędko rozpoczynali swoje zapiski. Kto pierwszy rozwiąże zadanie? Komu uda się przełamać kod?

   Sherlock to gra, w której trzeba wykazać się precyzją myślenia, umiejętnością łączenia faktów i wyciągania poprawnych wniosków. Oczywiście przyda też się nieco wiedzy na temat swojego przeciwnika - bo w grze dwuosobowej, niezwykle istotne jest przechytrzenie innego gracza oraz  przewidzenie jego ruchów. 



   Gra składa się z czterech zasłonek, które uniemożliwiają przeciwnikom podglądanie notatek (chociaż podejrzewam, że gdyby mąż ujrzał moje zapiski, to i tak niewiele by mu one pomogły - moje liczby i znaczki są tak zawiłe, że po godzinie sama nie pamiętam, co tak namiętnie starałam się zapisać). Ponad to znajdziemy 13 kart z wizerunkami podejrzanych. I tu kolejne zaskoczenie - myślałam, że wcielimy się w postać Sherlocka Holmesa. A zarówno on, John Waston, Irene Adler itp. są na naszej liście podejrzanych. Do gry dołączone są też bardzo przydatne arkusze dochodzenia (spory bloczek, który zapewni nam możliwość sporządzenia obszernych notatek). 





   Na początku tasujemy karty i wybieramy jedną z nich - odkładamy ją na środku stołu (oto nasz złoczyńca). Resztę kart rozdzielamy pomiędzy zawodnikami (3 osoby - po 4 karty,  4 osoby - po 3 karty). Reguły gry dla dwóch osób przedstawię na sam koniec.
   Każdy gracz otrzymuje jeden arkusz dochodzenia i zasłonkę, którą ustawia w taki sposób, aby pozostali gracze nie mogli dojrzeć jego tajemniczych zapisków. Jak widzimy, na każdej karcie mamy symbole - odznaczamy więc je w naszym notesiku, automatycznie dyskwalifikując postacie, które znajdują się w naszej talii. 
   Teraz rozpoczynamy grę. W każdej turze możemy wybrać dowolną akcję:
- śledztwo - gracz wybiera jeden z symboli i pyta pozostałych, czy widnieje na ich kartach, Jeżeli pytani mają dany symbol, muszą to potwierdzić unosząc rękę. Gracz, który zadał pytanie nic nie mówi, ani nie podnosi ręki.
- przesłuchanie - gracz wybiera jednego z uczestników i pyta, ile ikonek danego symbolu ma w swoich kartach. Gracz musi podać dokładną ich liczbę.
- oskarżenie - gracz mówi, który z bohaterów jest - według niego - przestępcą. Odkrywa kartę (tak,aby pozostali uczestnicy jej nie dojrzeli) i - jeżeli odpowiedział prawidłowo - wygrywa; jeżeli się pomylił - odkłada kartę. Do końca gry nie uczestniczy już w żadnej akcji. Jego rola zmniejsza się do odpowiedzi na pytania innych graczy.



   Rozgrywka dla dwóch graczy jest tak samo pasjonująca i dostarcza takiego samego poziomu adrenaliny. Reguły jednak nieco się różnią. Po pierwsze - na środku stołu odkładamy trzy karty (środkowa karta wyznacza naszego przestępcę). W trakcie gry przeprowadzić możemy śledztwo - gracz wybiera wtedy jedną z dwóch kart, które znajdują się obok karty przestępcy. Następnie wymienia ją na jedną z własnych kart i kładzie ją obrazkiem do góry - aby była widoczna dla naszego rywala. 
   Jeżeli obie karty leżące obok przestępcy są odkryte, to oczywiście żaden z graczy nie może przeprowadzić akcji śledztwa.



   Jak widać, gra nie jest skomplikowana, a z pewności orzeźwi umysł lepiej, niż dodatkowa filiżanka kawy (ciekawe, czy nauczyciele byli by skłonni po nią sięgnąć podczas zajęć lekcyjnych - oczywiście  po grę, nie kawę). Jeżeli chcemy szybko rozwiązać nasze zadanie, to musimy wytężyć nieco umysł, zaufać intuicji no i pogłówkować. W przypadku, gdy jednak dojdziemy do perfekcji, gra Sherlock ma nam do zaoferowania nieco bardziej skomplikowane reguły - dostępne oczywiście w załączonej instrukcji.
   Polecam zdecydowanie!

Więcej ciekawych gier możesz zobaczyć na stronie akcji Grajmy!

Za możliwość recenzji bardzo dziękuję!

Sherlock - GRANNA




Tempo - czy 30 sekund wystarczy...?

Tempo - czy 30 sekund wystarczy...?

   Tempo, to świetna gra - zarówno towarzyska jak i rodzinna. Dostarcza całej gamy emocji, a po jednej partii można dostać niezłych bólów brzucha - spowodowanych oczywiście śmiechem. Bo kto by pomyślał, że pierwszym skojarzeniem związanym z kotami będą... Łapki. No, a jeżeli chodzi o Sylwestra i literę L, to wiecie... tylko Libacja przychodzi na myśl.

   Dawno tak się nie uśmiałam, jak podczas gry Tempo. Z początku podejrzliwie zerkałam na klepsydrę, które miała być umieszczona poza zasięgiem mojego wzroku. Też coś! Wymyślać w krótkim czasie skojarzenia związane z danym wyrazem i jeszcze zastanawiać się, kiedy zakończyć swoją rundą. Jak się jednak okazało, największą trudnością było powstrzymanie śmiechu (gdy człowiek rzucił jakieś absurdalne hasło) i podjęcie dalszego wyzwania. 
   Przejdźmy jednak do podstawowej wiedzy. A więc w pudełku znajdziemy:
-  Standardową klepsydrę, która będzie odmierzać czas (30 sekund). Dzieci klepsydrą były zachwycone, bo okazało się, że zawiera ona różowy piasek. 
- Składaną zasłonkę, chroniącą klepsydrę przed wzrokiem graczy
- Trzyelementową, dwustronną planszę - jest genialnym rozwiązaniem - możemy ją układać na różne sposoby (niczym puzzle) uatrakcyjniając naszą rozgrywkę.
- Karty podzielone na trzy kategorie - zielone są przeznaczone dla dzieci, żółte dla dorosłych (te karty mają także podział: na czerwone (poziom zaawansowany) i zielone (poziom standardowy). Oraz karty Joker, które możemy wykorzystać w czasie gry (np. przeskakując literę; zmieniając kategorię bądź pomagając drużynie (w grze wieloosobowej).
- Pionki - składające się z dwóch elementów: kwadraciki są naszą podstawką wyznaczającą poprzednio zajmowane pole, natomiast kółeczkami przeskakujemy pola w naszej rundzie.

   Zasady gry są proste. Losujemy kartę z kategorią - w moim wypadku padło na: rodzicielstwo. I staramy się podać nasze skojarzenia związane z tym hasłem w ciągu 30 sekund. Czas określamy intuicyjnie, bo klepsydra jest ukryta przed naszym wzrokiem (przeciwnik obserwuje, czy uda nam się nadążyć z odpowiedziami przed upływem czasu). A więc do dzieła: B-bobas (przeskakuję na kolejne pole), M - mama (hurra!), K... K... K...? - Kolka! (jestem mistrzem) S... S... S... Stop. Jeżeli zakończyłam turę przed upływem czasu, to mogę zabrać moją podstawkę i umieścić ja na zdobytym polu. Jeżeli piasek przesypał się, nim zdążyłam skończyć swoją rundę - cofam się do poprzedniej pozycji. Uuu... Brzmi strasznie, ale tak naprawdę, to tylko dwa razy w ciągu wielu, wielu partii przeholowaliśmy z odpowiedziami, przekraczając czasowy limit.
   Co jest niezwykle ważne, na wyznaczonych polach możemy zbaczać z wyznaczonej wcześniej ścieżki. To duże ułatwienie, bo dzięki temu możemy zmienić literki na takie, które bardziej w danej kategorii nam odpowiadają. 

   Gra z dziećmi jest równie przyjemna - można wtedy sięgnąć po karty, przeznaczone dla najmłodszych zawodników. W naszym przypadku szybko się jednak zaczęły powtarzać, więc skorzystaliśmy z talii dla dorosłych. O dziwo - Ola świetnie sobie radziła (sporadycznie zdarzało nam się nieco modyfikować pytanie). Najwięcej punktów zdobyła na żywności przechowywanej w lodówce. Kiedy wykrzyknęła: Łazianki, przez swoją turę nadal nie mogłam wydusić nic sensownego. Ciągle śmiałam się z "łazianek", których wprost nie znosi twierdząc, że cuchną kapustą. Jedynie klepsydra stanowiła dla niej przeszkodę w swobodnej grze - najwidoczniej pojęcie czasu jest jej jeszcze obce. Grę szczerze polecam!

Więcej ciekawych gier możesz zobaczyć na stronie akcji Grajmy!

Za możliwość recenzji bardzo dziękuję!

Tempo - od Granna

















"Bajka o czasie" - A Ty? Po której stronie jesteś?

"Bajka o czasie" - A Ty? Po której stronie jesteś?


   "Bajka o czasie", to nie jest zwykła historia. To dość brutalna prawda, z którą czasami trudno się zmierzyć. Czytając ją Oli, zastanawiałam się, jak będzie brzmieć jej odpowiedź na ostatnie pytanie. Pytanie, czy jestem dobrym rodzicem.

   Hanka i Kuba z zegarowa Dolnego zawsze mieli mnóstwo czasu. Może w okolicy nie było nowoczesnego kina, rodzice nie posiadali najnowszych modeli telefonów, a w ich domu nie stał płaski, supernowoczesny telewizor. Ale mieli siebie - no i oczywiście psa Bobika. Kiedy dzieci wracały ze szkoły, udawały się na długi spacer ze swoim pupilem. Spotykały się ze swoimi przyjaciółmi i oddawały się radosnej, beztroskiej zabawie. Nieco inaczej sprawa wyglądała w zegarowie Górnym, gdzie po powrocie ze szkoły, dzieci zasiadały przed telewizorem i pozwalały, aby czas uciekał bezpowrotnie - a one trwoniły go, oglądają nie swoje życie. Życie brutalne i wyimaginowane. No, ale w ich domu panował przepych i dostatek - tylko, czy cena, jaką za niego zapłacili, była adekwatna do poniesionych strat...?

   Warto przeczytać całą książkę - zastanowić się, jak wygląda nasze życie i czy nie należy go zmienić. Zatrzymać się na chwilę - pomyśleć. A nawet zapytać dzieci - jak one postrzegają swoje życie? Czy są z niego zadowolone? Czy prawdziwą radość da nam najnowszy model TV czy może... czas, które ciągle nam brakuje?

Tytuł:Bajka o czasie
Autor:Piotrowska Eliza
Wydawnictwo:Wydawnictwo Literatura

 



"Maja i jej świat. Wspomnienia".

"Maja i jej świat. Wspomnienia".

   Czy warto wracać myślami do dawnych wspomnień? Niektóre chwile, które minęły bezpowrotnie, zajmują szczególne miejsce w naszych sercach. I sercach naszych dzieci...

   "Maja i jej świat", to wyjątkowa seria książek, które rozpalają wyobraźnię. Dzisiaj postanowiłam napisać recenzję akurat jednego z tytułów, ale obiecuję, że niedługo ukażą się kolejne. Bo warto zwrócić uwagę na tematykę, jaką poruszają - i w jaki sposób zmuszają nas do refleksji.
   Maja jest dziewczynką pełną empatii - cechy, której w dzisiejszych czasach zaczyna brakować. Jej wspomnienia są niezwykle barwne, obrazy jakie przedstawia - urzekające, pełne ciepła.
   Nauczona doświadczeniem, zanim zacznę czytać książkę, najpierw sama zaznajamiam się z jej treścią (nie mam ochoty w połowie czytania powieści, ujrzeć obciętą głowę sterczącą na palu, bądź - zakończyć powieść widząc dziecko samotnie dryfujące po oceanie). Po przeczytaniu pierwszych stron, od razu wiedziałam, że będzie mi ciężko ją przeczytać na głos. Zawołałam jednak dzieci, usadowiliśmy się wygodnie i przystąpiliśmy do czytania. Tak jak przypuszczałam - głos mi delikatnie drżał, bo słowa, które przechodziły przez moje gardło, były moimi własnymi wspomnieniami, związanymi z babcią. Pięknymi, pełnymi przygód i radości.
   W serduszku Mai znajduje się mnóstwo obrazów, które będzie ze sobą nieść przez resztę życia. Są to wspomnienia, które pozwolą zachować w pamięci ludzi, których kochała. I póki ta pamięć nie umrze, oni wciąż będą wśród nas.
   Po przeczytaniu książki jak zwykle poruszyliśmy trudne zagadnienie. Ale nie śmierci, a... materializmu. Bo Maja w swojej pamięci zachowała uczucie ciepła, jakie odczuwała tuląc się do babci, przeróżne zapachy, smak i radość - płynącą ze wspólnie spędzanego czasu.

   Książka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Oczywiście - pozytywne. Zdecydowanie polecam!

"Maja i jej świat. Wspomnienia."

Napisała:Anna Obiols
Zilustrował:Joan Subiran
WydawnictwoAdamada




Planeta zwierząt - Już wiesz, co to za zwierz!

Planeta zwierząt - Już wiesz, co to za zwierz!

   Zarówno Ola jak i Rafał uwielbiają gry związane ze zwierzętami. Niestety - mają w nich przewagę, bo z niesłabnącym zainteresowaniem śledzą filmy przyrodnicze. Jak to jest jednak w przypadku gier, gdy trzeba zaufać nie tyle swojej wiedzy, co instynktowi...?

   Planeta Zwierząt, to gra warta uwagi. W pudełku znajdziemy aż 110 kart z ilustracjami zwierząt - na każdej karcie mamy wyszczególnione cechy: wielkość, długość życia oraz szybkość, z jaką dane zwierzę się porusza. Co jest bardzo ważne: cecha wielkość, jest średnią dla danego gatunku, natomiast wiek i prędkość, to ekstremalne wartości zanotowane dla danego gatunku. Dodatkowo mamy mapę z wyszczególnionymi kontynentami, na których zwierzęta występują.
   Reguły gry nie są skomplikowane, natomiast same usadowienie zwierząt w odpowiednich rubrykach stanowi nie lada wyzwanie.
 
   Grę rozpoczynamy od uporządkowania żetonów z kontynentami. Pionek Ekologa umieszczamy w Australii i rozdajemy graczom karty - w przypadku gry dwuosobowej, po 10 kart, oraz żetony punktów o łącznej wartości 5. Każdy gracz musi trzymać swoje karty w ten sposób, aby była dla niego widoczna tylko nazwa i zdjęcie danego osobnika, a na kartach pozostałych uczestników gry - wartości cech zwierząt i miejsce ich występowania.

   Gra składa się z dwóch rund. W rundzie pierwszej gracz wybiera dowolną kartę ze swojej talii i deklaruje, na którym kontynencie chciałby ją umieścić. Dodatkowo, jeżeli przy danym kontynencie znajdują się już jakieś karty zwierząt, gracz musi zdecydować, pomiędzy którymi kartami chciałby umieścić swoją. To, czy udzielamy prawidłowej odpowedzi, potwierdza nasz przeciwnik (nie uściśla on jednak tego, gdzie popełniliśmy błąd).
   Nieraz zadanie pozornie wydaje się proste - jeżeli mamy do dyspozycji np. stworzenie dzikopodobne, które nazywa się: Pekariowiec i Puchacza wirginijskiego, to możemy popełnić dwa błędy - po pierwsze, oba zwierzaki nie występują w Europie (o dziwo), ponad to Puchacz jest większy od naszej "świnki". W końcu musimy pamiętać, że w przypadku ptaków, wielkość oznaczamy rozpiętością skrzydeł.
   Na naszej planszy znajduje się sympatyczny pan Ekolog - jeżeli uda nam się prawidłowo położyć kartę na kontynencie, na którym się znajduje, oddajemy jeden punkt ze swojego zbioru. Ponad to, po każdej prawidłowej odpowiedzi, pana Ekologa możemy przetransportować w dowolnie wybrane przez nas miejsce. Punktów jak i kart, należy czym prędzej się pozbyć.
   Runda kończy się, gdy któryś z graczy pozbędzie się wszystkich swoich kart. Przeciwnik dostaje po jednym punkcie, za każde zwierzę, które pozostało w jego zbiorze.
   Druga tura przebiega niemal w identyczny sposób. Najpierw przesuwamy żetony cech o jedno miejsce w prawo (dzięki temu na każdym z kontynentów będzie teraz obowiązywała inna cecha). Następnie przystępujemy do rozgrywki - jeżeli jednak źle ulokujemy naszego zwierzaka, otrzymujemy punkt karny. Tym razem poprzeczka jest stawiana nieco wyżej niż poprzednio.

   Gra zawiera naprawdę imponujący zbiór zwierząt i prawdopodobieństwo, że wyuczymy się ich cech na pamięć, jest naprawdę małe. Może, że mamy tendencję do maniakalnego grania ta jak np. Ola. W tym wypadku, aby czerpać dodatkową przyjemność z gry, warto poszukać jakiego turnieju organizowanego dla dzieci. Dodatkowym uatrakcyjnieniem jest postać Myśliwego. Podobnie jak z Ekologiem, możemy go przesuwać za każdym razem, gdy zwierzę prawidłowo usadowimy na danym kontynencie. Różnicą jest złośliwość, jaką dana postać wykazuje - w miejscu, które Myśliwy zajmuje, nie możemy położyć żadnego zwierzęcia (może, że uda nam się go w końcu stamtąd przesiedlić).

   Gra polecana jest dla dzieci powyżej ósmego roku życia. Granice wiekowe są idealnie określone - bo chociaż z dopasowywaniem zwierząt do odpowiednich obszarów pociecha może nie mieć problemów, to odszukiwanie kontynentów sprawia młodszym pewną trudność. Na całe szczęście - wszystko jest od opanowania. Grę zdecydowanie polecamy!
Więcej ciekawych gier możesz zobaczyć na stronie akcji Grajmy!

   Za możliwość recenzji bardzo dziękujemy!

Planeta zwierząt - Granna.


















Copyright © 2014 Zdolne Dzieci , Blogger