PUS - pomyśl, ułóż, sprawdź.

PUS - pomyśl, ułóż, sprawdź.

   Wydawnictwo EPIDEIXIS wciąż mnie zaskakuje, tworząc niezwykłe pomoce dydaktyczne. Czemu niezwykłe? Bo sprawiają, że nauka nie tylko zamienia się w doskonałą zabawę, ale także przybiera zupełnie inną, prostszą i zrozumiałą formę. 
   
   Dzisiaj zaprezentuję Wam zestaw kontrolny PUS. Wygląda niepozornie i nieoświecony rodzic może podejrzewać, że zwykłe pudełeczko nie skrywa w sobie żadnej niespodzianki. Ot - dwanaście kafelków z liczbami, zamkniętych w czerwonym, prostokątnym opakowaniu. A jednak, gdy dobierzemy do nich jedną z licznych książeczek (które można zakupić w cenie ok. 10-14 zł) i dokładnie przeczytamy instrukcję zawartą na pierwszej stronie naszego podręcznika, zaraz dowiemy się, że w naszych rękach spoczywa genialny wynalazek, od którego trudno się oderwać.




   
   Kafelki z liczbami umieszczamy w górnej części opakowania, tak jak na zdjęciu powyżej. Otwieramy książeczkę (w moim przypadku, jest to: Liczę w pamięci. Dodawanie i odejmowanie w zakresie 12) i wybieramy jakieś ćwiczenie, które nas interesuje. Przystępujemy do rozwiązywania zadań:
- sięgamy po kafelek z numerem 1
- obliczamy równanie 0+1 = 1
- i kładziemy kafelek numer 1 na dolnej części ze znaczkiem 1
  Proste? No to teraz bardziej skomplikowana część.
- sięgamy po kafelek z numerem 2
- obliczamy równanie 10+1 = 11
- kładziemy kafelek numer 2 na dolnej części ze znaczkiem 11

   Pomalutku rozwiązujemy resztę zadań.





   Teraz zamykamy pudełeczko, obracamy je i otwieramy - otrzymamy wzór, który należy porównać z tym, który zawarty jest w naszej książeczce. Jeżeli jest taki sam, to znaczy, że zadanie wykonaliśmy poprawnie. Jeżeli odbiega od tego, który powinniśmy uzyskać - to oznaka, że musimy jeszcze trochę popracować.






   W ten sam sposób wykonujemy zadania z innych książeczek. A jest ich naprawdę pod dostatkiem, więc z pewnością nie ma możliwości, aby dziecko się nimi znudziło. Znajdziemy ćwiczenia dla przedszkolaków, naukę liczenia, zagadki, naukę czytania, gry i zabawy logiczne, gramatykę, ortografię, język angielski, język niemiecki itp. Tak więc każde dziecko znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Ale UWAGA! Zabawa bardzo wciąga. Córeczka potrafi wieczorami po cichutku włączać lampkę nocną i rozwiązywać zadania. A potem zastaję ją rano z porozrzucanymi cyferkami na łóżku, a Ola nie ma siły wstawać do szkoły. 
   Jeżeli chodzi o grupę wiekową, to zadania polecane są już od 3 lat. Jak jest w praktyce - trudno mi powiedzieć. Niestety, ale nie zakupiłam zadań dla przedszkolaków, które mógłby przetestować Rafałek. Z paletą PUS dawał sobie doskonale radę - więc  podejrzewam, że i z tymi zadaniami nie powinien mieć problemu. W każdym bądź razie z pewnością podzielę się wrażeniami, gdy zakupię kolejne książeczki. 
   KATALOG materiałów edukacyjnych (wraz z ogromnym wykazem książeczek), możecie znaleźć tu: http://www.pus.pl/wp-content/uploads/2016/10/katalog_17.pdf

   Za materiały bardzo dziękuję:








UWAGA! Kierunek Polska - "Pokaż to!"

UWAGA! Kierunek Polska - "Pokaż to!"

   Uwielbiam rozpakowywać gry. Z namaszczeniem otwieram wtedy pudełko, zastanawiając się, czy i tym razem zaskoczy mnie jego zawartość. A gra "Pokaż to!", zaskoczyła mnie... dwa razy. No, ale od początku...
   
   Zanim przystępuję do gry, zawsze uważnie oglądam grę, czytam zasady - dopiero później zasiadam ze znajomymi po to, aby rozpocząć rozgrywkę. Gra z którą miałam tym razem do czynienia, okazała się dla mnie ciężkim szokiem. Perfekcyjnie wykonana - każdy szczegół wykończony z niezwykłą starannością. Karty są pożeraczem czasu - bo człowiek ogląda je z niesłabnącą przyjemnością. Ale kiedy zapoznałam się z zasadami, uznałam - Nie ma mowy! To się nie uda! Bo w rozgrywce należy za pomocą kart i mapy pokazać hasło z losowo wybranej karty. A ja z geografią nie jestem w przyjacielskich stosunkach. Pospiesznie schowałam zawartość pudełka i odeszłam z czarnymi myślami. 
   Wieczorem przyjechali znajomi, więc po raz kolejny sięgnęłam po grę. W końcu do odważnych świat należy! Każdy z nas dostał swojego orła, pięć kart i przystąpiliśmy do testowania naszych umiejętności. Na początku losujemy kartę, która przedstawia trzy hasła - wybieramy jedno, które mamy zamiar przedstawić. Pierwsze hasło zostało bezbłędnie odgadnięte i z dumą przesunęłam się o jedno pole (im mniej żetonów wskazania użyjemy do pokazania hasła, tym o większą ilość pól się przesuwamy), natomiast mąż o trzy, bo to on wpadł na rozwiązanie. Potem rozgrywka warto popłynęła i po godzinie okazało się, że tylko trzy karty z naszej talii odpadły - resztę potrafiliśmy wskazać w iście błyskawicznym tempie. Nie obyło się oczywiście bez małych komplikacji: kiedy nikt nie mógł odgadnąć hasła: Świnoujście, nie mogłam odmówić sobie przyjemności zachrumkania. Oszustwo? A gdzie tam - chociaż weselej się zrobiło. Zresztą - przez całą grę towarzyszyły nam śmiechy, żarty i oczywiście... mapy. Bo położenie niektórych miejscowości stałą się żarliwą dyskusją pomiędzy mężczyznami. Zaskoczyło mnie, że gra, chociaż pozornie wydawała mi się nie do opanowania - okazała się przyjemna i wciągająca.
   Kierunek Polska - "Pokaż to", to gra zdecydowanie wyjątkowa. Urzekła mnie swoją barwnością i starannym wykonaniem. Ponad to można z nią także grać z dziećmi - na nieco innych zasadach. Wystarczy tylko obrócić planszę, żeby odkryć nowe możliwości. Tym razem mamy sześć widocznych kart, a naszym zadaniem jest odszukanie dwóch podobnych elementów. Przykładowo: na dwóch kartach dostrzegamy koronę, gracz, który pierwszy owe elementy dostrzeże i zawiadomi okrzykiem innych zawodników, karty zabiera. Gra przewidziana jest dla dzieci od sześciu lat, ale Rafał (3,5 roku) doskonale daje sobie w nią radę.
   Inną możliwością jest kalambury - po wylosowaniu i wybrania hasła, gracz za pomocą gestów bądź rysunku, stara się pokazać innym graczom swoje hasło.
   Tak więc gra ma jeszcze jeden duży plus: jeżeli przybiegnie do nas dziecko z prośbą, abyśmy pograli z nim w tą "grę dla nieco starszych ludzi", nie musimy odmawiać. Możemy na spokojnie wybrać inne warianty gry (chociaż kalambury odradzam, jeżeli dziecko nie ma talentu plastycznego - gwarantuję, że jak powiecie zamek na dzika, to obrazi się śmiertelnie).
   Nasza "partyjka" zakończyła się sporo po przewidzianym czasie, a ledwo odeszliśmy od stołu, już umawialiśmy się na kolejną turę. Tak więc ostrzegam - gra strasznie wciąga!

Kierunek Polska - "Pokaż to!" Wydawnictwo Zielona Sowa.

   Za możliwość przetestowania gry bardzo dziękuję.






 



















PRZY-GOTUJ SIĘ na... brak rywalizacji!

PRZY-GOTUJ SIĘ na... brak rywalizacji!

   No i mamy naszą pierwszą, wyjątkową grę - bo bez rywalizacji. Jesteście ciekawi, czy dzieci potrafią ze sobą współpracować? Czy gra ma sens, gdy pozbawiona jest zaciekłej walki? Zapraszam na recenzję.
 
   PRZY-GOTUJ SIĘ, to pierwsza gra zespołowa w jaką graliśmy. Pudełko od razu przyciągnęło uwagę dzieci - w końcu oboje uwielbiają uczestniczyć w przygotowaniu posiłków. Dzieci zajęły się więc rozpakowywaniem zawartości, a ja czytałam na głos instrukcję.
   Pomalutku posegregowaliśmy wszystkie produkty - które spowodowały u nas małą dezorientację. Bo synek uparł się, że ziemniaki muszą koniecznie leżeć razem - w ogródku. I co kładłyśmy naszego ziemniaczka do spiżarni (czyli czerwonego woreczka) lub do sklepu - czyli odpowiedniego miejsca obok planszy, to synek uparcie wciskał warzywo na działkę. Ot - mały ogrodnik. No, ale w końcu udało mu się wytłumaczyć, że miejsce ziemniaka jest zarówno w ogródku, w sklepie jak i w domu. No i mogliśmy przejść do dalszej części gry.
   Segregacja produktów sprawia dużo radości - mamy warzywa, które możemy poukładać na wydzielonym miejscu obok uroczego ogródka. Znajdują się tutaj też produkty o dłuższym terminie ważności, które oczywiście chowamy do spiżarni. No, ale tak lekko nie ma - w spiżarni panuje półmrok, więc produkty chowamy do woreczka, z którego będziemy wyciągać je po omacku. Za produkty, które znajdują się w sklepie należy zapłacić. Każdy produkt ma otoczkę w określonej barwie - dzięki temu wiemy, gdzie dany kafelek mamy położyć.
   Zanim przystąpimy do gry należy pociechom wytłumaczyć, że wygrana zależy tylko od naszej współpracy. I nie ma tu miejsca na rywalizację - walczymy ze wspólnym wrogiem, który jest: czasem. Bo właśnie wielkimi krokami zbliżają się do nas wygłodniali goście, a naszym zadaniem jest zebranie odpowiednich produktów, potrzebnych do przygotowania potrawy. Proste? No to zaczynamy!
   Losujemy potrawę z naszego menu. Ha! Nie pokażę wam wszystkich przepisów na zdjęciu, żeby nie odbierać dzieciom radości w odkrywaniu, co za smakołyki mogą upichcić. Pierwszy zawodnik kręci kołem (duży plus na naszej ruletki - jest zrobiona solidnie, nie trzeba jej za każdym razem składać, czy rozkładać po skończonej grze) i patrzymy co udało nam się wylosować.
- ogródek - zbieramy warzywo/owoc który potrzebny jest do przygotowania naszej potrawy
- spiżarnia - losujemy produkt z woreczka
- sklep - tutaj możemy zakupić brakujące składniki
- pieniążek - otrzymujemy pieniążek na zakupy
- goście - goście się zbliżają...
   Jeżeli zdobędziemy pieniążek, to nie lecimy jak opętani do sklepu. Przeciwnie: monetę kładziemy na środku planszy i czekamy, aż komuś uda się wylosować zakupy.
   Z początku dzieci były w głębokim szoku. Jak to? Nikt nie wygrywa? Gramy razem? Szybko jednak pojęły zasadę i zaczęły ze sobą współpracować, kibicując sobie z całych sił. Co jest ciekawe, gdy uda im się przygotować dany posiłek, lgną do siebie i szturchają się zadowolone ze swego wspólnego zwycięstwa. Jest to naprawdę piękny obraz - bo widać jak bardzo się do siebie zbliżają. Mam nadzieję, że taka współpraca okaże się dobrym przykładem na przyszłość.

   Gra przewidziana jest dla dzieci od piątego roku życia. Rafałek jednak ma 3,5 roku i zdaje się, że odnalazł jedną ze swoich ulubionych gier. Z uwielbieniem rozkłada produkty (ziemniaka zostawił w spokoju) i każdego kto się napatoczy zachęca do grania. Mało tego - zaczął wybierać trudniejszą wersję gry, gdzie trzeba skomponować aż trzydaniowy posiłek. Gra sprawia mu ogromną radość. Poza tym przewidziana jest nawet do 8 graczy, więc Ola w najbliższym czasie zabierze ją do szkoły, aby przetestować ją także z przyjaciółmi.

  Za grę bardzo dziękujemy:




























Monopoly Disney - czyli sięgamy po nieco ambitniejsze gry.

Monopoly Disney - czyli sięgamy po nieco ambitniejsze gry.

   Monopoly, to bardzo popularna gra. Dziś mam okazję przestawić ją w wersji dostosowanej także dla dzieci. Nie spodziewałam się niczego wyjątkowego, a jednak... Sami zobaczcie, czym gra może nas zaskoczyć.

   Odkąd Ola zobaczyła reklamę gry Monopoly, uparła się, że musi ją mieć. I wstyd przyznać, ale zakup odkładałam, bo byłam przekonana, że jest jeszcze za mała, aby pojąc zasady. Chociaż reguły nie są skomplikowane dla dorosłych, to jednak dziecko nie tylko musi dobrze kalkulować, ale dodatkowo wykazać się sprytem i odpowiednią taktyką. No a jak to wygląda w praktyce?
   Ola na widok gry wpadła w szał - po pierwsze, uradowana, że w końcu ma grę, o której tak marzyła, po drugie - gra przerosła nasze oczekiwania. Kiedyś grałam w starą grę Monopoly - i jak przez mgłę pamiętam nijaką, poszarzałą planszę. A tu pierwsze zaskoczenie: gra jest bajecznie kolorowa. Zarówno Ola i Rafał (który bacznie przyglądał się grze), byli zachwyceni planszą, na której znajduje się mnóstwo postaci z popularnych bajek Disney. Chwilę zajęło im oglądanie głównej atrakcji, potem przerzucili się na pionki. Tutaj muszę przyznać, że i ja wydałam westchnienie aprobaty: pionki są metalowe. Ciężkie, więc nie będą się przewracały, po delikatnym szturchnięciu planszy i złośliwie toczyły w sobie wiadomym kierunku (a potem te pytania: - Gdzie stałem? No gdzie stałem?). Pionki są też takim małym arcydziełem - przedstawiają atrybuty z bajek: pantofelek, lampa, jabłko, filiżanki, statek i cyrk. Po ósmej rozgrywce śmiało mogę napisać, że wybór pionków dla dzieci ma ogromne znaczenie: przy każdej rozgrywce sięgają po inny.
   Co jest najdziwniejsze, kolejnym zaskoczeniem była dla mnie... instrukcja. Jest bardzo jasna i czytelna, ale zawiera także bardzo ciekawy zapis: Wielu graczy tworzy własne zasady gry... Łooo rany... Aż oblałam się rumieńcem, przypominając sobie, że gdy byliśmy młodsi, to "jeździliśmy koleją" za odpowiednią opłatą. Nie wiem kto wymyślił tą zasadę, ale fajnie był zapłacić 250 i ominąć domki przeciwnika. No cóż?  W tej wersji mamy zamki. A zamkami nie przeskoczymy pól - może, że na latającym dywanie. Poza tym Ola sztywno trzyma się reguł i nie dopuszcza to zmian.
   Kolejną zaletą instrukcji jest przygotowanie do gry.  W sporej tabeli znajdziemy wykaz pieniążków, które należy rozdać każdemu graczowi. Pieniążki są narysowane, a obok nich znajduje się czytelny zapis np. x2 lub x5. I tym prostym zapisem umożliwili Oli samodzielne rozkładanie gry. No coś genialnego! Ja kończę zmywać, a Ola w tym czasie rozdziela budżet przypadający na każdego gracza. Jest to naprawdę spore ułatwienie.
   Monopoly Disney to nie gorsza wersja standardowej gry - wizualnie przygotowana jest dla dzieci, jednakże zasady pozostają bez zmian. Tak więc gdy dzieci zasną, można rozegrać partyjkę z przyjaciółmi - bajkowe postacie z pewnością naszej reputacji poważnego rodzica nie nadszarpną.
   Ola ma 6,5 roku - gra przewidziana jest dla dzieci w wieku od 8+. A mimo wszystko z grą daje sobie świetnie radę. Bez problemu wydaje resztę - gdy mówię, że musi zapłacić 18 (oczywiście złotych, niech się uczy polskiej waluty), to kładzie mi 20 i przypomina, że muszę wydać jej 2 złote (o jak to strasznie brzmi) reszty. Większymi sumami także bez problemu obraca - a wahania przy wręczaniu zapłaty zdarzają się niezwykle rzadko. Za pierwszym razem dopisało jej szczęście - szybko zdobyła dwa pełne "państwa" i zaczęła się rozbudowywać. Pech chciał, że wylosowała kartę, która zmusiła jej do opłacenia wszystkich domków. W ten sposób przegrała :-) Co jest godne uwagi: nie pomagałam jej, ani nie dawałam specjalnie wygrać. Mi jakoś w tej partii szczęście nie dopisywało i stawałam albo na polach wykupionych, albo płatnych, a już sporą część tury przesiedziałam w więzieniu (co wzbudziło w Rafale niezwykłą radość). Tak więc gra jest uwarunkowana nie tyle od wieku, co od umiejętności liczenia. Ola z nią nie ma żadnych problemów, a od soboty gramy w nią codziennie - czasem po kilka razy. I trzeba przyznać, że trwa zaciekła rywalizacja. Pociecha szybko uczy się zasad, a gra sprawia radość zarówno dziecku jak i rodzicowi.

   Za możliwość przetestowania gry bardzo dziękujemy.












































Copyright © 2014 Zdolne Dzieci , Blogger