PRZY-GOTUJ SIĘ na... brak rywalizacji!
No i mamy naszą pierwszą, wyjątkową grę - bo bez rywalizacji. Jesteście ciekawi, czy dzieci potrafią ze sobą współpracować? Czy gra ma sens, gdy pozbawiona jest zaciekłej walki? Zapraszam na recenzję.
PRZY-GOTUJ SIĘ, to pierwsza gra zespołowa w jaką graliśmy. Pudełko od razu przyciągnęło uwagę dzieci - w końcu oboje uwielbiają uczestniczyć w przygotowaniu posiłków. Dzieci zajęły się więc rozpakowywaniem zawartości, a ja czytałam na głos instrukcję.
Pomalutku posegregowaliśmy wszystkie produkty - które spowodowały u nas małą dezorientację. Bo synek uparł się, że ziemniaki muszą koniecznie leżeć razem - w ogródku. I co kładłyśmy naszego ziemniaczka do spiżarni (czyli czerwonego woreczka) lub do sklepu - czyli odpowiedniego miejsca obok planszy, to synek uparcie wciskał warzywo na działkę. Ot - mały ogrodnik. No, ale w końcu udało mu się wytłumaczyć, że miejsce ziemniaka jest zarówno w ogródku, w sklepie jak i w domu. No i mogliśmy przejść do dalszej części gry.
Segregacja produktów sprawia dużo radości - mamy warzywa, które możemy poukładać na wydzielonym miejscu obok uroczego ogródka. Znajdują się tutaj też produkty o dłuższym terminie ważności, które oczywiście chowamy do spiżarni. No, ale tak lekko nie ma - w spiżarni panuje półmrok, więc produkty chowamy do woreczka, z którego będziemy wyciągać je po omacku. Za produkty, które znajdują się w sklepie należy zapłacić. Każdy produkt ma otoczkę w określonej barwie - dzięki temu wiemy, gdzie dany kafelek mamy położyć.
Zanim przystąpimy do gry należy pociechom wytłumaczyć, że wygrana zależy tylko od naszej współpracy. I nie ma tu miejsca na rywalizację - walczymy ze wspólnym wrogiem, który jest: czasem. Bo właśnie wielkimi krokami zbliżają się do nas wygłodniali goście, a naszym zadaniem jest zebranie odpowiednich produktów, potrzebnych do przygotowania potrawy. Proste? No to zaczynamy!
Losujemy potrawę z naszego menu. Ha! Nie pokażę wam wszystkich przepisów na zdjęciu, żeby nie odbierać dzieciom radości w odkrywaniu, co za smakołyki mogą upichcić. Pierwszy zawodnik kręci kołem (duży plus na naszej ruletki - jest zrobiona solidnie, nie trzeba jej za każdym razem składać, czy rozkładać po skończonej grze) i patrzymy co udało nam się wylosować.
- ogródek - zbieramy warzywo/owoc który potrzebny jest do przygotowania naszej potrawy
- spiżarnia - losujemy produkt z woreczka
- sklep - tutaj możemy zakupić brakujące składniki
- pieniążek - otrzymujemy pieniążek na zakupy
- goście - goście się zbliżają...
Jeżeli zdobędziemy pieniążek, to nie lecimy jak opętani do sklepu. Przeciwnie: monetę kładziemy na środku planszy i czekamy, aż komuś uda się wylosować zakupy.
Z początku dzieci były w głębokim szoku. Jak to? Nikt nie wygrywa? Gramy razem? Szybko jednak pojęły zasadę i zaczęły ze sobą współpracować, kibicując sobie z całych sił. Co jest ciekawe, gdy uda im się przygotować dany posiłek, lgną do siebie i szturchają się zadowolone ze swego wspólnego zwycięstwa. Jest to naprawdę piękny obraz - bo widać jak bardzo się do siebie zbliżają. Mam nadzieję, że taka współpraca okaże się dobrym przykładem na przyszłość.
Gra przewidziana jest dla dzieci od piątego roku życia. Rafałek jednak ma 3,5 roku i zdaje się, że odnalazł jedną ze swoich ulubionych gier. Z uwielbieniem rozkłada produkty (ziemniaka zostawił w spokoju) i każdego kto się napatoczy zachęca do grania. Mało tego - zaczął wybierać trudniejszą wersję gry, gdzie trzeba skomponować aż trzydaniowy posiłek. Gra sprawia mu ogromną radość. Poza tym przewidziana jest nawet do 8 graczy, więc Ola w najbliższym czasie zabierze ją do szkoły, aby przetestować ją także z przyjaciółmi.
Za grę bardzo dziękujemy:
PRZY-GOTUJ SIĘ, to pierwsza gra zespołowa w jaką graliśmy. Pudełko od razu przyciągnęło uwagę dzieci - w końcu oboje uwielbiają uczestniczyć w przygotowaniu posiłków. Dzieci zajęły się więc rozpakowywaniem zawartości, a ja czytałam na głos instrukcję.
Pomalutku posegregowaliśmy wszystkie produkty - które spowodowały u nas małą dezorientację. Bo synek uparł się, że ziemniaki muszą koniecznie leżeć razem - w ogródku. I co kładłyśmy naszego ziemniaczka do spiżarni (czyli czerwonego woreczka) lub do sklepu - czyli odpowiedniego miejsca obok planszy, to synek uparcie wciskał warzywo na działkę. Ot - mały ogrodnik. No, ale w końcu udało mu się wytłumaczyć, że miejsce ziemniaka jest zarówno w ogródku, w sklepie jak i w domu. No i mogliśmy przejść do dalszej części gry.
Segregacja produktów sprawia dużo radości - mamy warzywa, które możemy poukładać na wydzielonym miejscu obok uroczego ogródka. Znajdują się tutaj też produkty o dłuższym terminie ważności, które oczywiście chowamy do spiżarni. No, ale tak lekko nie ma - w spiżarni panuje półmrok, więc produkty chowamy do woreczka, z którego będziemy wyciągać je po omacku. Za produkty, które znajdują się w sklepie należy zapłacić. Każdy produkt ma otoczkę w określonej barwie - dzięki temu wiemy, gdzie dany kafelek mamy położyć.
Zanim przystąpimy do gry należy pociechom wytłumaczyć, że wygrana zależy tylko od naszej współpracy. I nie ma tu miejsca na rywalizację - walczymy ze wspólnym wrogiem, który jest: czasem. Bo właśnie wielkimi krokami zbliżają się do nas wygłodniali goście, a naszym zadaniem jest zebranie odpowiednich produktów, potrzebnych do przygotowania potrawy. Proste? No to zaczynamy!
Losujemy potrawę z naszego menu. Ha! Nie pokażę wam wszystkich przepisów na zdjęciu, żeby nie odbierać dzieciom radości w odkrywaniu, co za smakołyki mogą upichcić. Pierwszy zawodnik kręci kołem (duży plus na naszej ruletki - jest zrobiona solidnie, nie trzeba jej za każdym razem składać, czy rozkładać po skończonej grze) i patrzymy co udało nam się wylosować.
- ogródek - zbieramy warzywo/owoc który potrzebny jest do przygotowania naszej potrawy
- spiżarnia - losujemy produkt z woreczka
- sklep - tutaj możemy zakupić brakujące składniki
- pieniążek - otrzymujemy pieniążek na zakupy
- goście - goście się zbliżają...
Jeżeli zdobędziemy pieniążek, to nie lecimy jak opętani do sklepu. Przeciwnie: monetę kładziemy na środku planszy i czekamy, aż komuś uda się wylosować zakupy.
Z początku dzieci były w głębokim szoku. Jak to? Nikt nie wygrywa? Gramy razem? Szybko jednak pojęły zasadę i zaczęły ze sobą współpracować, kibicując sobie z całych sił. Co jest ciekawe, gdy uda im się przygotować dany posiłek, lgną do siebie i szturchają się zadowolone ze swego wspólnego zwycięstwa. Jest to naprawdę piękny obraz - bo widać jak bardzo się do siebie zbliżają. Mam nadzieję, że taka współpraca okaże się dobrym przykładem na przyszłość.
Gra przewidziana jest dla dzieci od piątego roku życia. Rafałek jednak ma 3,5 roku i zdaje się, że odnalazł jedną ze swoich ulubionych gier. Z uwielbieniem rozkłada produkty (ziemniaka zostawił w spokoju) i każdego kto się napatoczy zachęca do grania. Mało tego - zaczął wybierać trudniejszą wersję gry, gdzie trzeba skomponować aż trzydaniowy posiłek. Gra sprawia mu ogromną radość. Poza tym przewidziana jest nawet do 8 graczy, więc Ola w najbliższym czasie zabierze ją do szkoły, aby przetestować ją także z przyjaciółmi.
Za grę bardzo dziękujemy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz